PLAN MNIEJ
Poprzedni wpis był podsumowaniem zeszłego sezonu. Logicznie byłoby napisać teraz o planach na obecny sezon. Każdy z nas biegaczy w jakiś sposób sobie planuje imprezy czy treningi. Więc podążajmy w tym kierunku. Ale ostrzegam że mało motywujące to będzie.
Poprzedni rok biegowy dziwnie się skończył, a ten dziwnie się zaczął. Przełom roku zakończył się przemęczeniem fizycznym. Ale też muszę się przyznać chyba i mentalnym. Męczyło mnie bieganie samo w sobie ale i cała ta otoczka związana z bieganiem. Coraz rzadziej bieg przynosił spokój i ukojenie. Zazwyczaj gdy zaczynałem trening to już myślałem, że chciałbym mieć go za sobą. Najgorsze były starty gdy jechałem wbrew sobie, wbrew sygnałom jakie wysyła do mnie organizm. Każdego poprzedniego roku już w październiku/listopadzie siedziałem i planowałem kolejne starty na przyszły rok. Chociażby orientacyjnie. Wiedziałem mniej więcej ile startów mnie czeka. A teraz? Nawet o tym nie pomyślałem żeby przepatrzeć zeszłoroczne imprezy biegowe i z grubsza chociaż ustalić co pobiegnę. Czy mi z tym źle? Wcale, wręcz bardzo się cieszę. Czy mam plan na ten sezon? Mam, a w planie jest naprawdę dużo.
Duuuużo MNIEJ!
Mam wrażenie, że chwilami za bardzo mnie poniosło z tym bieganiem. Wiele rzeczy zakrawało na obsesje związaną z bieganiem. Ciągle tylko więcej, szybciej, mocniej, częściej, dalej, wyżej. Wydawało się nie ma to końca. Wiele rzeczy wpływało o tym że coraz częściej chciałem wprowadzić PLAN MNIEJ. Ale zacznę od najważniejszej bo to chyba była ta kropla, która spowodowała że podjąłem takie a nie inne decyzje dotyczące biegania na ten rok.
Mniej napinki a więcej luzu. Kiedyś to było takie fajne powiedzenie w gronie biegowych znajomych. Na luzie i bez napinki. Kiedyś. Teraz coś się dziwnego porobiło. Za to co zaraz napiszę wielu z ludzi, których znam może powie – no pojebało go. Może ktoś się na mnie obrazi – przecież może, albo lepiej, publicznie mnie zaraz zwyzywa. Ale na pewno nikt mi nie usunie tego posta gdy uzna że jest niestosowny. Cały czas będziemy w tematyce biegania.
Niestety ludzie się potrafią o bieganie pokłócić. O imprezy, o prawo do nich. O organizację a nawet o trasy treningowe i terminy spotkań grup biegowych potrafią sie poróżnić. Jedni skaczą na drugich, ciągnąc hejt, nie widząc że to tylko pogarsza i nakręca negatywną sytuację. Kończąc ten przydługi fragment – moi drodzy znajomi biegowi (część z Was wie do kogo mówię) weźcie się i otrząśnijcie? Może już dość? Dziwne, że bieganie, które sprawia nam tyle radości potrafi też skłócić ludzi i skłonić ich do działań, które zamiast nas łączyć to nas dzielą.
Co za dużo to chyba nie zdrowo. Dlatego ja wolę mniej.
Mniej presji na wynik a więcej zabawy z biegania. Niby każdy z Nas mówi. Bieganie mnie bawi, biegam dla radości, dla dobrego samopoczucia, coś ty ja z nikim nie rywalizuję, no co ty to tylko zabawa itp. Mam wrażenie że gówno prawda. Bo jakie słyszycie pierwsze pytania po biegu? Jak się czułeś gdy biegłeś? A może czy dobrze się bawiłeś? Nie, ja takich nie słyszę. Ja słyszę zawsze takie samo. Jaki czas zrobiłeś? Może nieświadomie ale wszyscy ze sobą rywalizujemy. Gdzieś tam w zakamarkach głowy tli się myśl – noż kurwa znowu pobiegł szybciej. A np. każda kolejna podjęta rywalizacja na endo? To niby nie rywalizujemy ze sobą? Szczerze. Co nie sprawdzacie kto ze znajomych jest przed wami albo ile km musicie dobiec by wskoczyć o oczko wyżej? Ja się na tym łapałem, że tak właśnie robiłem. Ale już nie chcę.
Mniej endo i fejsowego szaleństwa biegowego. Nie biorę udziału w żadnych rywalizacjach. Nie interesuje mnie kto do jakiej przyłączył ani ile setek obcojęzycznych biegaczy sobie przyjął jako znajomych w ostatnim czasie. Na endo tylko z przyzwyczajenia chyba wgrywam treningi. Czyli mam kolejne mniej. Mniej czasu poświęcę dzięki temu na bezproduktywne siedzenie przed kompem.
Kolejne mniej – mniej treningów, albo o mniejszej intensywności. Nie ma ciśnienia, że muszę szybciej i więcej to logicznie rzecz biorąc nie muszę tyle trenować. Bo po co.
I MNIEJ wynikające z tego wszystkiego co wyżej. Mniej startów. Mniej wariactwa na punkcie „blaszek”, mniej przebijania sie w ilości startów w roku, w miesiącu, w weekendzie a nawet w ciągu dnia (1 mi sie zdarzyło 2 starty w jeden dzień). Pewnie nie uda mi się w 100% zrezygnować ze startów w imprezach organizowanych. Ale będzie ich zdecydowanie mniej. Myślę, że może 4-5 startów na cały rok. Maraton, może 2 połówki, dyszkę i jedną szybką piątkę. Tyle mi wystarczy. Nie więcej. A może nie pobiegnę ani jednego? Jedno jest pewne. W tym roku nie pobiegnę ani razu w organizowanej imprezie w „stolicy województwa” w którym mieszkam.
Plan mniej wprowadziłem w życie. Zobaczymy jak będzie. Może dzięki temu będę miał WIĘCEJ czasu DLA RODZINY? Tego bym chciał. A wam życzę dużo siły i wytrwałości oraz więcej radości niż złości z tego biegania. No i mniej, a najlepiej zero kontuzji.
Czyli mniej więcej to jakie czasy chcesz wykręcić? Hehe. Powodzenia Maciek
Sylwek:) Coś za dobrze mnie znasz:D Cały czas myślę o tym aby złamać 1:30 w połówce, 3:30 w maratonie – ale nie jest to już plan priorytetowy.
No i bardzo dobrze. Myślę, ze już udowodniłeś sobie i nie tylko, jakie wyniki można osiągnąć w tak krótkim czasie. Bicie kolejnej życiówki o minutę czy dwie może spowodować, ze karierę za chwilę zakończysz eksploatując organizm w takim tempie. A może lepiej postawić sobie cel utrzymywać dobrą umiarkowaną formę przez wiele lat i w przyszłości startować dla frajdy w kategorii M5 czy M6 … czego Ci życzę 🙂
udowodniłem, choć wiem że mógłbym więcej:) Pewnie startowe wyzwania jeszcze kiedyś wrócą, ale nie w takim wymiarze jak do tej pory.
Maciek swietny tekst , w100% sie z nim zgadzam od 2014 juz nir biegam dla czasow i tej calej otoczki. Na pewno pomoze ci to odnales radosc z biegania
thx Janek.
Wiem że masz na ten rok mocne wyzwanie:) Trzymam za Was kciuki od momentu gdy się dowiedziałem aż do momentu kiedy wpadniecie na metę:)
A ja lubie pobijać swoje rekordy ;] Maciek uwazam, ze 3:30 w maratonie to w Twoim przypadku tylko formalnosc, kwestia mądrego rozpoczęcia biegu (bo co to jest dla Ciebie tempo 4m58s). 1h30m w polmaratonie to juz troche trudniej, ale mysle ze tez dasz rade. Na razie zacznij z powrotem biegac dla przyjemnosci, to jest najwazniejsze. Pozniej zobaczymy jak bedzie ;] Powodzenia
nie ulega wątpliwości że i ja lubię:) Ale nie zrobię tego że tak powiem „po trupach”. Już w tym roku narobiłem:) A maraton to nie jest dla mnie taki oczywisty w czasie 3:30.
Bardzo fajny tekst – co prawda dopiero zaczynam 3 sezon startowy i nigdy nie miałem wypalenia, ale zdecydowanie wolę mieć kilka imprez w roku, do których się przygotuję niż startować co tydzień. Dużo radości czerpię z samych treningów, a starty to tylko wisienka na torcie – oczywiście jest jakaś presja na wynik (co śmieszne, bo nawet jak przeskoczę 100 zawodników to i tak dalej będę bardziej lub mniej w środku stawki), ale po pierwszym sezonie, w którym nałapałem kontuzji, teraz priorytet to zdrowie, zabawa, wynik – właśnie w tej kolejności.
Marcin, dzięki za odwiedziny. Pewnie kilka rzeczy zbiegło się na taką a nie inną ocenę mojego biegania w tym roku. Przypadki spowodowały, że nie mogłem potrenować jak chciałem, rekordy nie nadeszły stąd też pewne lekkie przybicie. Na przełomie roku osiągnąłem dołek, ale powoli się odbijam:) Pzdr
Maciek brawo!!!!! Jestes pierwszym Polakiem, ktory ujal wszystko to, co ja zauwazam bedac w pl i biegajac z ludzmi badz grupami biegowymi. Z reguly nie znam tych ludzi, poprostu sie dolaczam bo chce pobiegac ot tak a pierwsze bytanie ku mojemu zdziwieniu brzmi:”Jak szybko biegasz maraton?” wow… a gdzie: „Jak Ci na imie?” czy „Czesc”. A gdy juz dowiedza sie, ze nie biegam dziennie po 20km tylko czasami 3km bo tyle mi sie chce danego dnia a nie wiecej to…ojojoj…:( dzieki Maciek za ten artylul i ciesze sie, z Twoich zmian! Ja wiem, ze to dobre zmiany! Ciesze sie, ze sie zlapales, zatrzymales i zmieniles! 🙂
Gosia, dzięki za wpis. Myślę, że nie jestem pierwszym a z pewnością nie ostatnim, który o tym napisze;) A ze zmiany podejścia, puki co bardzo się cieszę.