W KOSMICZNYM KLIMACIE

szelest2K2 AWreszcie jest:) Może już nie taka gorąca, bo książka ukazała się chyba 16 lutego, ale ciągle świeża. Właśnie do mnie dotarła. Kolejna już książka z moją ilustracja na okładce. Podliczając wszystkie, łącznie z ilustracjami w magazynach SF – to ponad 100 się uzbierało w ciągu 10 lat zabawy z grafiką. W sam raz trafiła w dobry czas. Właśnie wczoraj skończyłem czytać co czytałem i się zastanawiałem po co sięgnąć:) Już wiem:) Dostępna w księgarniach, jeśli ktoś lubi space-operkę. A jak się to czyta – opowiem po lekturze.

A przy okazji. Misja 52 książki w roku w toku. Etap 2gi choć miał być pod tym kontem mniej obszerny niż styczeń to jednak wcale taki nie wyszedł. Opisywałem sobie na bieżąco zaraz po skończeniu każdej książki.

1) Lee Child – „Nieprzyjaciel” – bez zbędnego rozpisywania się. Świetna książka, jak każda z serii przygód z Reacher’em. Bardzo mi odpowiada styl Childa, atmosfera którą buduje i sam bohater – twardy, prostolinijny i nie do zdarcia – Jack Reacher. Z czystym sumieniem polecam. Wciągnąłem ją jak ćpun kreskę.

2) Kevin Poulsen – „Haker” – kolejna świetna książka oparta na faktach. Historia jednego z większych hakerów. hakera który przejął kontrolę nad całym podziemiem cybernetycznej przestępczości. Naprawdę fajnie było się cofnąć do początków komputerów i internetu. Przecież ta historia tworzyła się na oczach mojego pokolenia.

3) Marcin Ciszewski, Krzysztof Liedel – „Gliniarz” – rzadko sięgam po polskich pisarzy. Ale to akurat było całkiem dobre czytadło i zarazem momentami śmieszne. Kolejna powieść oparta na faktach, a tak naprawdę opowieść obecnego eksperta od spraw zwalczania terrorystów o latach pracy. Twardej, bezwzględnej czasem krwawej.

K24) Samuel R. Delany – „Nova” – wooooowww. Stała sobie spokojnie na półce od jakiegoś czasu. I mogłem nie ruszać … ehhh. Tekst z tyłu książki informuje: „Historia pełnej niebezpieczeństw wyprawy …” i „Doskonała, wartka powieść sf, jedna z najlepszych jakie kiedykolwiek napisano.” Nie jestem pewien … eee … wręcz jestem pewien że to nie o tej książce. Całą akcję (w dodatku niespecjalnie wartką a raczej drętwą) tej książki z 322 stron da sie zmieścić na może 10. Połowa książki to przydługi wstęp opowiadający o przyczynie wyprawy, a druga połowa to stawianie sobie przez załogę kart tarota. I to już jest jakaś masakra i gniot. Liczyłem na samą końcówkę chociaż. Niestety. Nie mam raczej pojęcia o literaturze i oceniam wg swoich upodobań, ale jeśli to jest „szczytowe osiągnięcie Delane’go” … to … to co on wcześniej pisał?! Nie chcę wiedzieć.

5) William Boyd – „Solo” – musiałem wziąłem coś bardzo lekkiego na odreagowanie po ostatniej mocno przytłaczającej „fantastycznej” lekturze. Bond, James Bond. Bardzo lubię tą postać (nie tylko z ekranu) i z ciekawością zobaczę jak sobie z nią poradził kolejny już autor. Zapowiada się całkiem dobrze. No to jestem po. Zapowiedź, zapowiedzią … a potem powiało nudą trochę. Boyd to Ian Fleming niestety nie jest:( I choć nie było totalnie źle to obiecywałem sobie ciut więcej.

6) Jarosław Grzędowicz – „Pan Lodowego Ogrodu” tom IV. Cały miesiąc nie miałem ochoty brać tej książki do ręki wiedząc, że to już będzie niestety koniec przygód Vuko. Ale dłużej nie dałem rady wytrzymać. Tydzień na prawie 900 stron. Będę sobie dawkował tą przyjemność całe 7 dni.
A to sobie podawkowałem. 2 wieczory i ponad połowa książki pękła. TAK powinna wyglądać doskonała, wartka, pełna akcji powieść. Świetny świat, świetni bohaterowie, świetna książka, świetny cykl – naprawdę żal było kończyć czytać. Może pod koniec czułem delikatny niedosyt czegoś, może liczyłem na jakiś mega błyskotliwy finał. Może za dużo sobie obiecywałem po tak świetnych 1,2 i 3 tomie. Może – może, mam to gdzieś. Od tej powieści nie dało się oderwać oka. Pierwszy raz w życiu po skończeniu książki czuję pustkę. Poważnie. Perkele da piczki materii – to już koniec.

2 Responses

  1. AT pisze:

    więcej o tym, poproszę 🙂

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *